ZABIERZ MNIE NA KSIĘŻYC

No i stało się. Mój pierwszy pełnoprawny romans napisany nie bez wydatnej pomocy kilku osób, między innymi Zuzanny Malinowskiej. Zatem jak to zwykle w (pełnoprawnych) romansach bywa, jest Ona i On, czyli tym razem Ania i Tomek, pani psycholog i pan żołnierz, pani Katastrofa i pan Sztywniak. Jak zwykle w takich przypadka bywa, on jest z przeszłością, a ona po przejściach, choć równie dobrze on mógłby być po przejściach, a z przeszłością ona. Nie ma znaczenia. Znaczenie ma, że bohaterowie mają się ku sobie, choć udają (przed sobą i innymi), że tak nie jest. Przyczyną takiego stanu rzeczy może być fakt, że Ania niedawno owdowiała, a Tomek był najlepszym przyjacielem jej męża, więc zapewne oboje mówią "to nie wypada". Innego zdania jest Czarek, mąż Ani, który zamiast udać się prosto do nieba postanawia czuwać nad swoją żoną i najlepszym przyjacielem, chcąc doprowadzić ich do ślubnego kobierca. Można zatem powiedzieć, że "Zabierz mnie na księżyc" to powieść o romantycznym trójkącie, w którym główne role gra dwoje ludzi z krwi i kości i jeden duch, który temperamentem niczym nie odbiega od swoich żywych podopiecznych. Dzięki niemu Ania i Tomek spotykają się niespodziewanie w Indiach, Włoszech, Francji, zrzucając swoje "niemożliwe" spotkania na karb przypadku, choć z przypadkiem nie mają one nic wspólnego. Cała trójka obdarzona jest ponadprzeciętnym poczuciem humoru, więc książka jest miejscami zabawna, niestety cała trójka potrafi być też gorzka niczym cykoria i kwaśna jak ocet. Nic więc dziwnego, że czytając o ich przygodach czasami się uśmiechniesz, a czasami będziesz wznosić oczy do nieba pomstując na ich asekurację i brak wiary w siłę swoich uczuć. Od czegóż jednak pomoc z zaświatów... czy zaś Czarkowi uda się w końcu doprowadzić Anię i Tomka do ołtarza dowiesz się czytając powieść do ostatniego słowa. Mam nadzieję, że będziesz się tak samo dobrze bawić czytając, jak ja się bawiłam pisząc o przygodach bohaterów, których szczerze polubiłam.

CZYTAJ